Jesteś bezmyślny

Chcesz być bezmyślny. Tysiące nakazów, zakazów i uregulowań oduczają myślenia. Zdejmują z Ciebie odpowiedzialność za własne życie, przenosząc ją na wszelkiej maści instytucje. To wygodne. Zawsze jest na kogo zwalić. Pracownik włożył łapę do maszynki do mielenia mięsa? To wina złego szkolenia BHP. Bo przecież dorosły człowiek nie wie, że się tam łap nie pcha.

Zlikwiduj psa, który sika w tym miejscu

Zlikwiduj psa, który sika w tym miejscu

Im więcej podróżuję, po krajach delikatnie mówiąc biednych, tym bardziej zaskakuje mnie to, że ludzie w tych krajach… dalej żyją. Nie mają PIPu, PIHu, Sanepidu, UOKiKu, dyrektyw Unii Europejskiej, tysięcy rozporządzeń ministrów ds. wszystkiego i niczego. Nie mają tych wszystkich kochanych instytucji, które próbują regulować każdy aspekt naszego życia (dla naszego dobra i bezpieczeństwa rzecz jasna) więc powinny się wyludnić w ciągu roku. Góra dwóch. A mimo to dalej żyją. I mają się całkiem dobrze.Czemu? Bo tam ludzi się uczy odpowiedzialności za własne życie. Bo ludzie myślą. Tak po prostu myślą.

Nikt za nich nie myśli i nikt ich nie zwalnia z odpowiedzialności za własne życie. Jeśli wpadną do wykopu, to jest to wina ich nieuwagi – nikt nie próbuje twierdzić inaczej. Oni sami nie mówią, że to wina osoby, która „nie zabezpieczyła” tego wykopu. U nas oczywiście byłoby odwrotnie. Tak bardzo nie chcemy odpowiadać za własne życie. Jesteśmy przyzwyczajeni, że państwo myśli za nas. Coś się dzieje? Coś mi się stało? To nie może być moja wina. To na pewno ktoś inny czegoś niedopilnował.  Przykłady? Proszę bardzo.

W kiełbasie, którą ze smakiem wcinasz nie ma mięsa. Powiesz „To te okropne wielkie koncerny faszerują nas truciznami!”. Serio? Ktoś Cię czymś faszeruje? Ktoś Ci wsadził rurkę do żołądka i kazał to jeść? A może to po prostu Twoja wina, bo nie przeczytałeś składu?

Kiełbasa zwyczajna - 26% mięsa

Kiełbasa zwyczajna – 26% mięsa

„Przeczytałem skład, ale to jest napisane takim językiem, że nic nie rozumiem! To ich wina, że piszą takim językiem!”. Nie truj. Jest internet, są biblioteki, są encyklopedie – wszystkie te niezrozumiałe pojęcia można łatwo i szybko przełożyć na język polski.

Poślizgnąłeś się na świeżo umytej podłodze w sklepie. To przecież nie Twoja wina. To dziwne, że podłoga może być umyta więc to wina tego wrednego sklepu, który nie ustawił tabliczki „uwaga ślisko”. Koniecznie trzeba stworzyć odpowiednie przepisy dotyczące znakowania mokrej podłogi. UE już nad tym pracuje.

Dziecko połknęło papierek po cukierku. „To wina producenta, bo nie umieścił odpowiednich oznaczeń”. Naprawdę? Jakich? „Papierek nieodpowiedni dla dzieci wieku poniżej 3 lat?” Nie – to wina matki, która tego dziecka niedopilnowała. Ale zamiast to przyznać lepiej stworzyć kolejny Urząd. Np. Urząd ds. Prawidłowego Informowania Ograniczonych Rodziców. W skrócie UPIOR. Prawie, jak UPIÓR. A rodzice się ucieszą, bo będą mieli na kogo zwalić odpowiedzialność za własną głupotę.

Góry są niebezpieczne, należy zamknąć Orlą Perć (najtrudniejszy wysokogórski szlak w polskich Tarach). Serio? Nie słyszałem o żadnym przypadku żeby to góra biednego turystę zaatakowała i podstępnie zabiła. Byłeś nieuważny? Przeceniłeś swoje możliwości? Tylko Ty ponosisz za to odpowiedzialność. Nie góry.

Podpisałeś niekorzystną umowę? Ubezpieczyciel się na Ciebie wypiął? „To wina tych obrzydliwych korporacji i państwa, które powinno zakazać takich praktyk!” Nie. To Twoja wina, bo nie czytałeś tego co podpisujesz. „Ale to jest napisane niezrozumiałym językiem”. Serio? Skąd wiesz, skoro nie przeczytałeś?

Albo ta histeryczna reklama w radiu (współfinansowana przez UE rzecz jasna). Jakaś laska histerycznym głosem mówi „Maciek miał 26 lat. Zginął, bo kierowca jechał 60 km/h – o 10 za szybko”. Maciek zginął, bo jak ostatni debil wpakował się wprost pod nadjeżdżający samochód. Jeśli ja położę się na środku autostrady i rozjedzie mnie tir, to będzie to moja wina, a nie kierowcy, bo „nie wypatrywał leżących na środku ludzi”.

Kolejna sprawa to przepisy ruchu drogowego. U nas mimo, że wszystko jest dokładnie uregulowane, wypadków śmiertelnych nie brakuje. Skoro tak, to ludzie w krajach, w których podejście do przepisów jest delikatnie mówiąc płynne nie powinni przeżyć nawet jednego dnia. Tak to wygląda na jednym z największych placów w Teheranie, stolicy Iranu:

Trudno tu mówić o jakichkolwiek przepisach, a jednak nic się nikomu nie dzieje. Dlaczego? Bo ludzie wiedzą, że są odpowiedzialni za własne życie i nie włażą tępo na ulicę tylko dlatego, że mają zielone. Sprawdzają. Myślą. Są uważni. My za często ślepo ufamy przepisom. Masz zielone? A jesteś pewny, że kierowca nadjeżdżającego auta to zauważył? Niesamowite, w jak dużym stopniu ludzie powierzają swoje życie w ręce osób tworzących przepisy i tych, którzy je stosują. Albo i nie.

Dlaczego tak jest? Bo od maleńkiego jesteśmy uczeni, że wokół nas wszystko jest uregulowane. Włącznie z dopuszczalną krzywizną banana. Jesteśmy otoczeni milionami norm, regulacji, nakazów i zakazów. Cały czas, ktoś myśli za nas. A my się do tego przyzwyczajamy i tracimy zdolność myślenia. To nawet wygodne, bo zwalnia z odpowiedzialności za własne życie. Łatwiej powiedzieć „Ktoś tego niedopilnował” niż „Spieprzyłem. Mój błąd.” Tylko, że przez takie podejście rosną nam niezaradne życiowo sierotki, zamiast świadomych, myślących ludzi.

Oczywiście brak jakichkolwiek zasad i uregulowań jest zły. Ale ich nadmiar jest jeszcze gorszy. Bo niedługo nawet jeśli będę chciał pierdnąć, to będę musiał sprawdzić, czy ilość dwutlenku węgla zawarta w owym bąku jest zgodna z dyrektywą UE nr 7459953/XJFKWEP/9399489X/PKJ.

Co oznacza "normalnie"?

  • Norbert

    To było miło przeczytać, czyli niemal każdy kto wyjedzie na własną rękę w „tą dzikszą” stronę dochodzi do podobnych wniosków, to na prawdę pocieszające :)