TOP 4 – co możesz robić, kiedy drugą ręką prowadzisz autobus

Droga z Chalus nad Morzem Kaspijskim do Teheranu okaże się być przygodą samą w sobie. Mimo, że w linii prostej to jest trochę ponad 100 km, to najkrótsza trasa ma… ponad 200 km długości. Góry, góry, góry… Po drodze dowiem się też, jak jedną ręką zaparzyć herbatę, kiedy drugą prowadzi się autobus…

Chalus-Teheran1

Zanim jednak ruszyłem w trasę, to spotkała mnie jeszcze jedna śmieszna sytuacja. Mianowicie spadł deszcz. Niby nic takiego, ale kiedy sobie uświadomiłem, że jestem w kraju położonym na środku pustyni i nie mogę wyjść z hotelu, bo leje, to wydało mi się to lekko absurdalne. A leżąc na łóżku, dalej mogłem podziwiać, przyczepioną do sufitu, strzałkę wskazującą kierunek do Mekki. To pewnie na wypadek jakbym chciał sie pomodlić przed pokonaniem trasy do stolicy. Jak się później okazało – nie byłby to głupi pomysł.

Wydawałoby się, że opuszczenie małej mieściny nie będzie trudne, ale jak na złość nikt z zagadniętych ludzi nie mówił po angielsku. Ok. Zdarza się. Ale żeby słowo Teheran na dworcu autobusowym wywoływało zdziwienie?! No bez jaj panowie! Bo że panie bez jaj to wiadomo. No chyba, że jesteśmy w Tajlandii.

W końcu, po konsultacjach każdego z każdym ustalili, że jak Teheran, to nie ten dworzec. No no… to taka malutka mieścina może mieć dwa dworce? Chociaż w sumie skoro Radom może mieć lotnisko, to nic mnie już nie zdziwi. No może trochę gdyby francuskie TGV zaczęło dojeżdżać do Pcimia.

Zakręty o 180 stopni...

Zakręty o 180 stopni…

Komunikacja z kierowcą, który podrzucił mnie na ten dworzec ograniczała się do jednego słowa.

- Teheran? – pytam pokazując na dworzec.

- Teheran.

Próbuję dopytać kiedy. Bo, że Teheran to fajnie, ale jak się okaże na przykład, że dopiero jutro to wolałbym o tym wiedzieć wcześniej. Pokazuję ręką na zegarek i staram się patrzeć na niego, tak pytająco, jak to tylko możliwe.

- Come, come – pokazuje żebym poszedł z nim do poczekalni.

W środku zamienia parę słów po persku z obsługą, pokazuje mi żebym usiadł i jeszcze kilka razy powtarza „Teheran”. Stanęło na tym, że ktoś mi pokaże, który autobus/bus/marszrutka, czy cokolwiek jedzie do stolicy.

Mija 10 minut. Siedzę. Czekam.

20 minut. Siedzę. Czekam.

25 minut. Mam wrażenie, że wszyscy mają mój Teheran głęboko w dupie.

30 minut. Przejdę się, rozejrzę, może coś mi się rzuci w oczy.

Wychodzę i wpadam wprost na wielki, luksusowy (jak niemal wszystkie w Iranie) autobus. Trudno powiedzieć, co oznaczają te robaczki na wyświetlaczu więc trzeba to ustalić. Zaglądam do środka i, żeby nie komplikować przekazu, zadaję kierowcy proste pytanie.

- Teheran?

Cisza.

- Teheran?

Cisza. Jakiś dziwny ten gość. Nieco tracę rezon, bo nie bardzo rozumiem, dlaczego mnie ignoruje, ale w tej chwili podbiega do mnie steward z tego autobusu i pokazuje żebym dawał plecak do luku.

- Teheran?

- Teheran – pada w końcu odpowiedź połączona z ponaglającym machanie ręką.

Jadę. Nie było miejsc więc posadzili mnie na pilotce – tym miejscu po prawej stronie kierowcy. Dzięki temu będę mógł podziwiać jego późniejsze wyczyny w pełnej krasie…

O ile samo Morze Kaspijskie i jego wybrzeże nie ma za wiele do zaoferowania, to warto tu przyjechać tylko po to żeby autobusem pokonać prowadzącą tu trasę. A mało to się najeździłem autokarami w życiu? – powiesz. Co w tym fajnego? – zapytasz.

Chalus-Teheran5

Droga Chalus-Teheran to bardzo wąska, jednopasmowa szosa, która przecina wysokie góry Elburs. Domyślasz się do czego zmierzam? Prowadzi stromymi zboczami, zakręca o 180 stopni w bardzo trudnym terenie, daje Ci nieprawdopodobną możliwość podziwiania przepaści, które są zabezpieczone… albo i nie. A to wszystko z okien autobusu, którego kierowca jest bardzo zajęty i skupiony, bynajmniej nie na prowadzeniu pojazdu… W końcu jest tyle ciekawych rzeczy, które można robić zamiast trzymania kierownicy…

Tu, gdzie jest jeszcze płasko i właściwie nic się nie może zdarzyć (no może poza staranowaniem kogoś lub czegoś na poboczu), to kierowca prowadzi w miarę normalnie. Show się zaczyna dopiero, kiedy wjeżdżamy w trudny teren. Zaczynając mało widowiskowo, kierowca zwiększa trudność wykonywanych sztuczek wraz ze wzrostem trudności terenu, przez który przejeżdżamy…

Chalus-Teheran

Pierwszy ostry zakręt, może dwa, no może piętnaście i pierwsze urwiska kierowca mija rozmawiając przez telefon. Nie to, że chwilę, nie to, że minutę – napiernicza przez ten telefon chyba z pół godziny. No cóż – widocznie miał poprawkę z filozofii do zaliczenia.  Jak sobie radzi w z kierownicą pokonując zakręt 180 stopni nad przepaścią? Jedną ręką skręca i puszcza, przekłada rękę, skręca i puszcza (w tym momencie kierownica jest zostawiona samopas) i tak jeszcze kilka razy. A ja siedząc obok niego zastanawiam się ile można mieć szczęście i kiedy ta kierownica mu się wyślizgnie. Albo nie zdąży jej złapać.

Droga, to ta pozioma "kreska" widoczna na zboczach...

Droga, to ta pozioma „kreska” widoczna na zboczach…

Uff… skończył. W końcu zajmie się… eee… liczeniem całodniowego utargu?!

Iran obecnie ma najsłabszą ze wszystkich walut na świecie, to jest co liczyć. Wygląda to mniej więcej tak.

Rial irański

Rial irański

Liczenie pieniędzy w czasie jazdy to już wyższy poziom wtajemniczenia niż gadanie przez telefon – przecież nie tylko musi trzymać całą garść banknotów,  ale też na nie patrzeć. Zamiast na drogę oczywiście. Bo przecież jakby się pomylił w tym liczeniu, to by dopiero było! A przepaście? Oj tam, oj tam.

Aniele Boży Stróżu mój…

Kasa policzona i… dzwoni telefon. Znowu. Chyba nie tylko filozofię miał do zaliczenia, bo znowu nawija chyba z 30 minut.

Kasa policzona, telefony odebrane, co tu jeszcze było do zrobienia… zaraz, zaraz… no tak! Przecież nie włączył jeszcze filmu na DVD! Odtwarzacz ma pod ręką, ale te filmy… Gdzie one są… Ach no tak – w schowku jakiś metr od kierownicy! Pewnie się zatrzyma i wyjmie – pomyślisz. Co zrobi? Zatrzyma? W Iranie? Hahahahahaha! :D Nie ma takiej rzeczy, której Irańczyk nie zrobi prowadząc.

No dobra – może co najwyżej nie powie komplementu swojej teściowej, ale to już siła wyższa.

Chalus-Teheran4

Położenie się na kierownicy, zablokowanie jej brzuchem i patrzenie do schowka w poszukiwaniu konkretnego filmu w trakcie mijania kolejnych urwistych przepaści, od których koła autobusu dzieli może kilkadziesiąt centymetrów, jest jak najbardziej wykonalne.

…Ty zawsze przy mnie stój…

Wjechaliśmy właśnie na najtrudniejszą część trasy. Najwięcej urwisk, zakrętów, osuwisk. Kierowca już do tej pory bardzo się napracował – odbył 2 długie rozmowy telefoniczne, przeliczył utarg, odnalazł i włączył film na DVD, to teraz czas na przerwę i relaks. Nie, nie – żaden postój. Cały czas jedziemy, ale kierowca zaczął się jakoś intensywnie wiercić i czegoś szukać. W końcu z uśmiechem na twarzy wyciągnął czajnik pełen wrzątku, szklankę i zaczął sobie parzyć herbatę. Jadąc. Nie wierzę. To mi się chyba śni. Przecieram oczy, ale czajnik nie znika. Szczypię się kilka razy, ale to się jednak dzieje naprawdę.

Chalus-Teheran3

…rano, wieczór, we dnie, w nocy…

Przy takich umiejętnościach, to aż dziw, że jeszcze go do Formuły 1 nie wzięli. Chociaż może się wystraszyli, że przy 300km/h też zacznie parzyć herbatę. W końcu On nie da rady?! On?!

Gdzie trafiają skarpetki pożarte przez pralkę?
Kobieta w Iranie - jak jest naprawdę?

  • http://www.celwpodrozy.pl/ Cel w podróży

    I Ty tak cierpliwie się temu przyglądałeś? No chociaż tej herbaty zaparzyć mogłeś;) W końcu po coś Cię tam posadzili w tej pilotce:) A tak serio to… nie na moje nerwy, choć potem fajnie się wspomina. Kto wie, może niedługo będzie okazja do przetestowania. Dziś dostałyśmy poparcie wizowe:)

    • Szwendalus

      On nie gadał po angielsku więc pewnie trudno byłoby mu zrozumieć, dlaczego próbuję mu zabrać czajnik :D No i druga sprawa – jak się dowiedzieć ile słodzi? :D Serio – warto się przejechać tą trasą nad Morze Kaspijskie. Poza emocjami, to i widokowo jest piękna :) To teraz jeszcze tylko wizyta w ambasadzie i w drogę! :D